Czym innym bowiem jest organizacja pracy rządu - tu premier może robić co chce, może nawet zakazać używania krzeseł - a czym innym potraktowanie aparatu państwa jako swojej własności. Przez dziesięć lat z trudem walczono o apolityczność państwa, a tu raptem przychodzi premier Miller i oznajmia, że to mu przeszkadza. I że to zmieni. Zapewne - czytamy w "Życiu" - taka zmiana jest dla premiera wygodna, ale nie znaczy to, że ma do tego prawo. Chyba że prawo rozumieć czysto formalnie, tak jak prawo Gabriela Janowskiego do wygadywania bzdur albo prawo Leppera do zadawania zniesławiających pytań.
iar/smogo/Skw.