Ekonomiści są co najmniej zaskoczeni taką propozycją.
Wypowiedzi Leszka Millera, postrzeganego czasem przez rynek jako szefa przyszłego polskiego rządu, śledzone są z uwagą, ale nie zawsze traktowane całkiem serio. - Pamiętamy jego opinie wygłaszane na inne tematy. Jeśli potraktować tę wypowiedź jako kolejną z serii, to rynek w ogóle nie zareaguje. Jeśli natomiast rzeczywiście za dwa lat rząd pod przewodnictwem Leszka Millera zgłosiłby taką propozycję, to powiedziałbym, że nie jest ona najszczęśliwsza – skomentował wypowiedź Millera Maciej Reluga, ekonomista ING Barings.
Obecnie zagraniczne zadłużenie Polski wynosi około 28 mld USD. Niemal 90 procent tych zobowiązań to kredyty zaciągnięte w czasach gierkowskich. Niestety, przez wiele lat Polska nie obsługiwała tych zobowiązań.
Po 1989 prowadziła negocjacje z wierzycielami rządowymi (Klubem Paryskim) i bankami komercyjnymi (Klubem Londyńskim), w wyniku których zawarte zostały umowy o restrukturyzacji.
Mimo wszystko jednak obsługa zadłużenia zwiększała się stopniowo, a w 2004 roku przekroczy 2 mld USD.
Gdyby teraz Polska wystąpiła przesunięcie terminów w podobny sposób, w jaki to uczyniła Rosja, byłby to ewenement.
Zsolt Papp, ekonomista ABN Amro w Londynie, zaskoczony propozycją Millera przestrzega, iż Polska jest ceniona na międzynarodowym rynku, przyznano nam rating na wysokim poziomie BBB+, euroobligacje polskiego rządu na giełdach mają rentowność tylko o 0,8 pkt. procentowego wyższą niż obligacje niemieckie. Takie posunięcie postawiłoby nasz kraj w trzeciej lidze gospodarczego zaufania.