Zdaniem rektorów, taka sytuacja grozi bałaganem albo koniecznością przesuwania egzaminów.
"Szybciej się nie da. Ocenianie nowej matury jest bardzo czasochłonne. Każda praca musi być wielokrotnie sprawdzona" - tłumaczy szefowa Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Maria Magdziarz.
To oznacza, że kiedy pod koniec czerwca kandydaci przystąpią do egzaminów wstępnych, nie będą wiedzieli jak poszło im na maturze i ile punktów brakuje by dostać się na studia. A uczelnie nie dostaną na czas wszystkich potrzebnych danych.
Już teraz uczelnie szukają wyjścia z sytuacji. "Prawdopodobnie przesuniemy termin rozpoczęcia egzaminów na drugi tydzień lipca" -
zapowiada prorektor Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie prof. Andrzej Łędzki.
Inne wyjście znalazł Uniwersytet Jagielloński. "Nie będziemy czekać z egzaminami, aż uczniowie przyniosą świadectwa maturalne" - zapowiada prorektor UJ, prof. Andrzej Chwalba. "Doniosą je później" - dodaje. Rektorzy przyznają jednak, że żadne z tych rozwiązań nie zapobiegnie bałaganowi podczas rekrutacji.
Na tym jednak nie koniec. Uczelnie będą w tym roku przyjmować kandydatów na dwa sposoby. Kandydaci po nowej matury otrzymają na świadectwie punkty. W przypadku absolwentów techników, którzy napiszą starą maturę, trzeba będzie przeliczyć tradycyjne oceny na punkty.
Już teraz na wielu uczelniach specjaliści od informatyki głowią się w jaki sposób napisać program komputerowy, który będzie w stanie to wszystko ogarnąć.