Zażarte walki między fanatykami szyickimi i sunnickimi, przez nikogo nie powstrzymywane, toczą się czwarty dzień z rzędu o godzinę jazdy na północ od Bagdadu. Według policji oraz wojska pochłonęły co najmniej 91 ofiar śmiertelnych.
Wydaje się, że władze nie potrafią albo nie chcą powstrzymać rozlewu krwi w mieście Balad i jego pobliżu. To, co się tam dzieje, może powtórzyć się w dziesiątkach innych miejsc Iraku, jeśli konflikt na tle wyznaniowym będzie się nadal szerzyć i nabierać tempa.
Odwet szyitów
Walki w Baladzie, który leży 80 km na północ od Bagdadu, wybuchły w piątek, gdy policja znalazła w sadzie niedaleko miasta pozbawione głów ciała 17 szyickich robotników budowlanych.
Zemsta szyitów była natychmiastowa. W całym 80-tysięcznym Baladzie, w którym stanowią większość ludności, utworzyli posterunki kontrolne i zaczęli wyłapywać sunnitów, w tym także przyjezdnych z pobliskich sunnickich wiosek i miasteczek.
Świadkowie mówią, że owładnięci żądzą zemsty szyici chwytali, wywozili w ustronne miejsca i zabijali sunnitów, nie sprawdzając, czy ofiary mogą mieć coś wspólnego ze śmiercią 17 robotników.
Palili wszystko
Mohammed Ali Hamid, 35-letni taksówkarz sunnicki, powiedział, że w niedzielę razem z 20 członkami swej rodziny wędrował pieszo przez dwie godziny, aby dotrzeć od sunnickiego miasta Dhuluja. Dodał, że bojówkarze z szyickich milicji, którym towarzyszyła policja, dali im dwie godziny na opuszczenie Baladu.
"Powiedzieli: Jesteście sunnitami i nie ma tu dla was miejsca. Palili wszystko, co należało do sunnitów, a my musieliśmy zostawić cały swój dobytek" - powiedział Hamid reporterowi Associated Press przez telefon w komisariacie policji, przewieziony tam przez patrol z Dhului, który spotkał uciekinierów idących szosą.
Dhuluja i Balad leżą po przeciwległych brzegach rzeki Tygrys.
To robota Irańczyków
Hamid powiedział, że sunnici z Baladu i okolicy nie mieli nic wspólnego z uprowadzeniem i zabiciem 17 robotników i od dziesiątków lat żyli w zgodzie ze swymi szyickimi sąsiadami. O doprowadzenie do rozlewu krwi oskarżył agentów szyickiego rządu irańskiego."Kryją się za tym obce ręce, ludzie, którzy pragną, by szyici i sunnici walczyli z sobą. To robota Irańczyków" - uważa Hamid.
Taksówkarz widział na ulicach Baladu co najmniej sześć ciał. Twierdzi, że fanatycy szyiccy wyciągali ze szpitala miejskiego rannych sunnitów i że ulicami miasta krążyły samochody policyjne z policjantami i bojówkarzami, którzy wymachiwali bronią i wznosili antysunnickie okrzyki.
Ahmed Ali, 32-letni sunnicki kierowca ciężarówki, który próbował dotrzeć do rodziny swej żony w Baladzie, powiedział, że rodziny sunnickie w okolicznych miejscowościach uzbroiły się, aby móc odeprzeć ataki bojówkarzy.
Ali dostał wiadomość, że jego powinowaci zginęli w piątek. "Milicjanci dali im dwie godziny na opuszczenie domu. Jednak po półgodzinie wtargnęli do domu i zabili czterech członków rodziny" - powiedział.
Ofiar przybywa
Oficer armii irackiej ze sztabu regionalnego powiedział, że od piątku władze naliczyły 74 zabitych sunnitów. Wśród ofiar jest pięć osób, które zginęły w niedzielę wieczorem, gdy domy sunnitów ostrzelano z moździerzy.
Wygląda na to, że w obliczu tej masakry rząd iracki okazał się bezsilny. Nie udaje mu się doprowadzić do takiego porozumienia politycznego, które mogłoby powściągnąć rywalizację na tle wyznaniowym i pozwoliło zapewnić bezpieczeństwo. W niedzielę rząd odłożył na czas nieokreślony zapowiedzianą na 21 października ogólnokrajową konferencję pojednania narodowego.
Szyici stanowią około 70 procent ludności Baladu, czyli przeważają tam nieco bardziej niż w całym kraju. Walki między szyitami i arabskimi sunnitami szerzą się od lutego, gdy zamachowcy zniszczyli złotą kopułę szyickiego sanktuarium w Samarze, 110 km na północ od Bagdadu. Sanktuarium to jest jednym z czterech najświętszych miejsc kultu szyickiego w Iraku.
Arabscy sunnici (20 proc. Irakijczyków) zajmowali za dyktatury Saddama Husajna najważniejsze stanowiska w administracji państwowej, instytucjach publicznych, wojsku, policji i służbach specjalnych. Teraz nie mogą pogodzić się z przejęciem dominującej pozycji w kraju przez szyitów, dawniej dyskryminowanych.
Ekstremiści sunniccy od 2004 roku podkładają bomby w dzielnicach szyickich, aby sprowokować wojnę domową. Liczą, że jeśli wybuchnie, wojska USA opuszczą Irak, a wtedy arabscy sunnici będą mogli odzyskać władzę.