Popularny amerykański satyryk Stephen Colbert wystąpił w piątek przed komisją Kongresu jako świadek na przesłuchaniu w sprawie nielegalnej imigracji, zaproszony przez demokratycznych kongresmanów popierających prawa imigrantów.
Posługując się ironią i sarkazmem przekonywał, że imigranci z krajów Ameryki Łacińskiej - których napływ do USA chcą ograniczyć republikańscy konserwatyści - wykonują prace, jakich nie chcą się podejmować rodowici Amerykanie.
Występując przed podkomisją ds. imigracji i obywatelstwa Izby Reprezentantów, Colbert opowiedział, jak sam pracował jeden dzień przy zbiorach owoców w Kalifornii wraz z imigrantami z Meksyku i jak dotkliwie odczuł uciążliwość tej pracy.
W swoim programie telewizyjnym nadawanym przez stację Comedy Central Colbert często używa metody komicznej reductio ad absurdum. Podobnie argumentował w Kongresie, mówiąc, że "powinniśmy przestać jeść owoce i warzywa zbierane przez nielegalnych imigrantów".
"Niektórzy Amerykanie już to robią i dlatego tak tyją" - dodał.
Kongresmani nie okazali jednak poczucia humoru, gdyż niewielu śmiało się z jego dowcipów. Niektórzy próbowali go nawet wyprosić z sali przesłuchań.
Głośniej roześmieli się dopiero gdy komentując projekt ustawy o imigrantach zarobkowych powiedział: "Nie czytałem go, tak jak większość członków Kongresu".
W pewnym momencie jednak Colbert zaczął mówić z powagą.
"Lubię mówić o ludziach, którzy nie mają żadnej władzy, są bezsilni, a tacy są u nas imigranci, którzy przyjeżdżają, wykonują za nas pracę, ale w efekcie nie mają żadnych praw. Ciągle ich zapraszamy i jednocześnie mówimy im, żeby sobie poszli" - powiedział.
Pozbawieni praw pracowniczych nielegalni imigranci w USA pracują za niższe zarobki niż rodowici Amerykanie i nie dostają przysługujących im świadczeń socjalnych.
Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ mc/