Przemawiając na spotkaniu przedstawicieli 16 państw, poświęconym ocieplaniu się klimatu, prezydent USA George Bush wezwał kraje odpowiedzialne za największe emisje gazów cieplarnianych do ich ograniczenia, ale ponownie wypowiedział się przeciw obowiązkowym limitom.
Bush zaapelował o mierzenie postępów w walce ze zmianami klimatycznymi w sposób "jasny i przejrzysty", ale zaznaczył, że każde państwo powinno dobrowolnie określić swoje własne strategie w tej sferze.
Na spotkaniu w Waszyngtonie w czwartek i piątek, z udziałem wysoko uprzemysłowionych krajów Unii Europejskiej oraz krajów rozwijających się, jak Chiny, które emitują szczególnie duże ilości dwutlenku węgla - głównego gazu cieplarnianego, Bush zaapelował też o utworzenie globalnego funduszu służącego finansowaniu badań w zakresie czystych technologii.
Na podstawie Protokołu z Kioto, którego USA nie podpisały, państwa-sygnatariusze są zobowiązane do liczbowo określonych redukcji emisji gazów cieplarnianych. Zwolennikami takiego rozwiązania są zwłaszcza największe kraje Unii Europejskiej.
Ponieważ Protokół z Kioto wygasa w 2012 r., na forum ONZ toczą się debaty nad jego przedłużeniem - sprawa ta była głównym tematem obecnej sesji Zgromadzenia Ogólnego NZ w Nowym Jorku, z udziałem m.in. prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
Amerykańską inicjatywę zwołania w czasie tej sesji "konferencji głównych emitentów (gazów)" - jak ją oficjalnie nazwano (ang. skrót MEM) - niektórzy komentują jako próbę podważenia rozmów o przedłużeniu układu z Kioto, toczących się pod egidą ONZ i jego sekretarza generalnego Ban Ki Muna.
Administracja Busha, która w przeszłości negowała nawet fakt zmian klimatycznych, a szczególnie tezę, że ich przyczyną jest gospodarcza działalność człowieka, obecnie stara się zaprezentować jako rzecznik walki z tymi zmianami - które zdaniem naukowców grożą katastrofalnymi skutkami, jak powodzie, epidemie chorób tropikalnych i susze.
Sekretarz stanu Condoleezza Rice powiedziała w czwartek, że zmiana klimatu jest prawdziwym światowym problemem, i przyznała, że Stany Zjednoczone najbardziej się do niego przyczyniają jako największy, obok Chin, emitent gazów. (PAP)