To premier, a nie prezydent Polski powinien jeździć na spotkania na szczycie UE, a unijna Karta Praw Podstawowych powinna być wiążąca dla Polski - oświadczyli w środę w Brukseli eurodeputowani Lewicy i Demokracji (LiD).
"Nie wyobrażam sobie, by kraj, w którym powstała Solidarność i który jest symbolem walki o wolność dla całego świata domagał się wyłączenia spod Karty Praw Podstawowych" - powiedział na konferencji prasowej w Brukseli Józef Pinior (SdPl). "To byłaby ironią historii. Nie sadzę, by ktokolwiek w Warszawie mógł zamachnąć się na Kartę i jej wartości, o które Polska tak walczyła w latach 80." - dodał.
W podobnym tonie wypowiadali się europosłowie PD i SLD.
"Karta powinna mieć charakter wiążący, jakiekolwiek wyłączenia z niej byłyby szkodliwe dla Polski" - powiedział Bronisław Geremek (PD).
"Fakt, że Polska zgłasza zastrzeżenia do Karty jest niepokojący, choćby w kontekście zgłaszanych zastrzeżeń do traktowania mniejszości seksualnych w Polsce" - powiedział Andrzej Szejna (SLD).
Choć przyjęta w grudniu 2000 roku Karta Praw Podstawowych nie będzie włączona do nowego traktatu (tak jak to było w projekcie eurokonstytucji), to przyjęty na szczycie 21-22 czerwca mandat negocjacyjny przewiduje zapis w traktacie nadający jej wiążący charakter.
Jak poinformowały we wtorek źródła prawne w Komisji Europejskiej, w mandacie znalazł się jednak przypis, że dwie delegacje (chodzi o Irlandię i Polskę) zarezerwowały sobie prawo do ewentualnego przyłączenia się do wynegocjowanego przez Wielką Brytanię opt-outu (czyli wyłączenia) z części przepisów Karty.
Chodzi o sprawdzenie wpływu Karty na polskie prawo - tłumaczyły PAP ten przepis źródła polskie. Polska chce więcej na to czasu. Ostateczną odpowiedź w tej sprawie mamy udzielić podczas Konferencji Międzyrządowej, która do końca roku ma przyjąć nowy traktat.
Po wielu godzinach negocjacji Wielka Brytania uzyskała na szczycie wyłączenie z zapisów Karty w części dotyczącej praw socjalnych. Polega to m.in. na tym, że osoby zatrudnione w Wielkiej Brytanii nie mogą dochodzić przed sądem swoich praw, powołując się na ten akt. Ponadto, jeśli Londyn uzna za stosowne, będzie miał prawo do wyłączenia spod unijnych decyzji w sprawach policyjnych i sądowych podjętych większością głosów.
Możliwe jest jednak, że Polska nie pójdzie w ślady Londynu, bowiem już na szczycie uzyskała gwarancję, że Karta w żaden sposób nie ogranicza prawa krajów członkowskich "do ustanawiania przepisów w dziedzinie moralności publicznej i prawa rodzinnego". Jednostronna polska deklaracja w tej sprawie została dołączona do mandatu.
"Chodzi o świat wartości" - argumentował po szczycie prezydent Lech Kaczyński.
Zdaniem 12 polskich eurodeputowanych należących LiD-u, na szczycie, gdzie Polska była reprezentowana przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, "kluczowe negocjacje były prowadzone telefonicznie z Warszawy przez premiera rządu".
"Podważyło to wizerunek prezydenta, który w oczach innych przywódców europejskich okazał się osobą nie posiadającą mandatu do prowadzenia negocjacji. Takie działanie osłabia skuteczność polskiej polityki zagranicznej w łonie Unii oraz psuje wizerunek Polski za granicą" - oświadczyli eurodeputowani.
Dlatego zaapelowali, by to premier, a nie prezydent, "który nie posiada konstytucyjnych uprawnień do podejmowania wielu ważnych decyzji", reprezentował Polskę na kolejnych szczytach UE.
Z drugiej jednak strony eurodeputowani LiD wyrazili zadowolenie z wyników szczytu - to jest mandatu w spawie nowego traktatu, który ma być przyjęty do końca tego roku. Za sukces Polski uznali włączenie do mandatu zapisu o wspólnej polityce energetycznej.
"Cieszymy się, że Polska wykazała na szczycie wolę współpracy i gotowość do kompromisu" - oświadczyli LiD-owcy.
Inga Czerny (PAP)
icz/ ro/ mhr/