Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Jak Petersburg stał się rosyjską stolicą nietolerancji

0
Podziel się:

Na podmurówce księgarni "Bukwojed" na
placu Wosstania, w samym sercu Petersburga, wciąż płoną znicze i
leżą kwiaty. Przypominają, że u wejścia do tego czynnego całą dobę
miejsca 13 listopada ubiegłego roku rosyjscy neonaziści zadźgali
nożem działacza organizacji antyfaszystowskiej Timura Kaczarawę.

Na podmurówce księgarni "Bukwojed" na placu Wosstania, w samym sercu Petersburga, wciąż płoną znicze i leżą kwiaty. Przypominają, że u wejścia do tego czynnego całą dobę miejsca 13 listopada ubiegłego roku rosyjscy neonaziści zadźgali nożem działacza organizacji antyfaszystowskiej Timura Kaczarawę.

Oprócz świec i goździków, jest tam zdjęcie młodego chłopaka. Obok naklejki i napisy farbą: "Nie wybaczymy", "Nigdy nie zapomnimy", "Timur, zawsze będziemy Cię pamiętać".

Timur Kaczarawa nie był jedyną ofiarą petersburskich neofaszystów. 7 kwietnia tego roku zginął w mieście student z Senegalu Lanmpsar Samba. Jego zabójcy strzelali z broni, na której wyryta była swastyka.

Od października zeszłego roku rosyjskie media niemal codziennie informowały o pobiciach lub zranieniach obcokrajowców w różnych częściach Rosji, ale to Petersburg przodował w statystykach, być może dlatego, że liczba studiujących tam przybyszów z zagranicy zawsze była wysoka.

Spotkani w centrum Petersburga trzej ciemnoskórzy młodzi ludzie podkreślają, że sytuacja obcokrajowców - szczególnie pochodzących z Afryki - w tym mieście pogarsza się.

"Studiujemy tu od 5 do 8 lat i z każdym dniem jest coraz gorzej. Na pewno po studiach tu nie zostaniemy. Wrócimy do domu, albo pojedziemy gdzieś indziej" - powiedział PAP czarnoskóry Theo z Kamerunu, który tak, jak inni jego koledzy bał się podać nazwisko. "Boimy się, nie wiemy, co będzie jutro" - tłumaczył.

"Może na ulicach nie widać skinheadów, ale jak ich poszukać, to na pewno się znajdą" - dodaje Luis, jego towarzysz z Gwinei Równikowej.

Zapytani o stosunek Rosjan do pobić i zabójstw obcokrajowców podkreślają, że dla mieszkańców Petersburga problem nie istnieje. "Mentalność +człowieka radzieckiego+ jest taka, że dopóki jego to nie dotyczy, to on nic nie zrobi. Co się z nami dzieje, jest im całkowicie obojętne" - zauważa z żalem Luis.

Jednak po śmierci Lamnpsara Samby w Petersburgu odbyła się antyrasistowska manifestacja. Przez ulice miasta przemaszerowało około 2 tysięcy ludzi, zarówno Rosjan, jak i przybyszów z różnych kontynentów, sprzeciwiających się nienawiści rasowej i ksenofobii.

Rosyjscy obrońcy praw człowieka oceniają, że dziś w Rosji działa około 60 tysięcy skinheadów; ich ataki mają coraz bardziej brutalny charakter, a władze przestają panować nad sytuacją. Pełnomocnik ds. praw człowieka w Rosji, Władimir Łukin w swym dorocznym raporcie podkreślił, że rosyjskie sądy rzadko kiedy prowadzą sprawy dotyczące nietolerancji rasowej. Częściej zdarza się, że wszelkie napaści na obcokrajowców określają jako zwykłe sprawy kryminalne.

Radykalną postawę przyjął tygodnik "Ekspert", który pisząc o atakach i zabójstwach obcokrajowców w Petersburgu, nazwał to miasto "stolicą rosyjskiego faszyzmu".

zab/ ksaj/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)