21.2.Bagdad (PAP/Reuters,AP) - Tymczasowy premier Iraku Ibrahim Dżafari odrzucił we wtorek amerykańskie przestrogi przed sekciarstwem i pobłażaniem partyjnym bojówkom, oświadczając, że Irakijczycy nie będą tolerować mieszania się w ich sprawy wewnętrzne.
Rozmawiając z dziennikarzami po spotkaniu z szefem dyplomacji brytyjskiej Jackiem Strawem, który podobnie jak Amerykanie zaapelował o utworzenie w Iraku rządu jedności narodowej, Dżafari, zazwyczaj spokojny i używający dyplomatycznych sformułowań, oświadczył, że Irak sam wie najlepiej, co leży w jego interesie.
"Kiedy ktoś pyta nas, czy chcemy mieć sekciarski rząd, odpowiadamy +nie, nie chcemy sekciarskiego rządu+, [ale] nie dlatego, że ambasador Stanów Zjednoczonych tak mówi lub przed takim rządem ostrzega" - powiedział Dżafari na konferencji prasowej.
"Nie potrzebujemy nikogo, kto by nam o tym przypominał" - dodał premier.
Ambasador USA w Bagdadzie Zalmay Khalilzad oświadczył w poniedziałek, że Stany Zjednoczone, które razem z resztą koalicji międzynarodowej obaliły Saddama Husajna, wydają na ustabilizowanie sytuacji w tym kraju miliardy dolarów i nie chcą, aby pieniądze te dostały się w ręce ludzi faworyzujących swoją społeczność kosztem innych i wspierających partyjne milicje.
Stany Zjednoczone bezskutecznie domagają się od polityków irackich rozwiązania organizacji paramilitarnych, takich jak Organizacja Badr, przybudówka szyickiej partii Najwyższa Rada Rewolucji Islamskiej w Iraku (SCIRI), czy Armia Mahdiego radykalnego duchownego szyickiego Muktady as-Sadra.
Arabscy sunnici oskarżają bojówki szyickie o zabijanie ich działaczy i niedawno zaczęli tworzyć własną milicję.
Najsilniejszą milicję, tak zwanych peszmergów ("gotowych umrzeć"), mają partie kurdyjskie. Odmawiają one rozwiązania tej formacji, liczącej według różnych źródeł 70-100 tysięcy ludzi, argumentując, że są to legalne siły zbrojne autonomicznego regionu kurdyjskiego. Podczas inwazji w 2003 roku peszmergowie wsparli wojska amerykańskie.
Latem zeszłego roku przywódcy SCIRI i Kurdów oświadczyli, że wobec trudnej sytuacji w Iraku organizacje paramilitarne są nadal potrzebne. Amerykanie uważają, że ochotnicy z tych organizacji mogliby podjąć służbę w regularnych irackich siłach bezpieczeństwa - wojsku i policji, ale same organizacje należy rozwiązać, aby zapobiec otwartej wojnie domowej.
Jeszcze ostrzej niż premier Dżafari zareagował na ostrzeżenia Khalilzada szyicki polityk Dżalaldin as-Saghir. "Wszyscy chcemy rządu jedności narodowej, wcale nie mniej gorąco niż ambasador Stanów Zjednoczonych - powiedział agencji Associated Press. - To Amerykanie wywołują sekciarstwo, bo stale zmieniają swe podejście. Niektóre amerykańskie plany napawają nas niepokojem".
Saghir zarzucił Amerykanom, że w ministerstwach spraw wewnętrznych i obrony ulokowali byłych członków saddamowskiej partii Baas i powiedział, że "szyici są tym zaniepokojeni".
Amerykanie opowiadają się za włączaniem do nowych sił zbrojnych części oficerów armii saddamowskiej - tych, którzy przeszli weryfikację. Uważają, że przyspieszy to budowę nowej armii, a ponadto pozwoli przyciągnąć do niej więcej rekrutów z arabskiej społeczności sunnickiej. Na razie ogromną większość żołnierzy stanowią szyici i Kurdowie. (PAP)
xp/ ap/
0614 4839