*Premier Włoch Silvio Berlusconi wyraził opinię, że jego dymisja "przyniosłaby poważne szkody centroprawicy i krajowi". Zdanie to, zawarte w wywiadzie-rzece nagłośniły włoskie media w kolejnym dniu dyskusji na temat afery obyczajowej z udziałem szefa rządu. *
"Wiem dobrze, że cmentarze są pełne ludzi niezastąpionych, ale sądzę, że gdybym miał się teraz wycofać, nie dopełniłbym swego obowiązku i straciłbym szacunek tylu Włochów, którzy obdarzyli mnie zaufaniem" - oświadczył premier.
"Nie kierują mną ambicje polityczne, wyrzeczenie, na jakie się zdobywam jest wielkie, obowiązki wymagają nieludzkiego wysiłku" - stwierdził w wywiadzie w książce znanego dziennikarza telewizyjnego Bruno Vespy, która ukaże się w piątek.
Słowa te uznano za pośredni komentarz do nawoływań opozycji, a także niedawnego jeszcze sojusznika, przewodniczącego Izby Deputowanych Gianfranco Finiego, o dymisję szefa rządu.
Ich zdaniem Berlusconi nie może pełnić tego urzędu w sytuacji, gdy na jaw wychodzą kolejne kompromitujące szczegóły o frywolnych przyjęciach w jego rezydencji, w których obok wielu młodych kobiet uczestniczyła nieletnia kandydatka na celebrytkę, Marokanka Ruby.
Jeszcze większe oburzenie opozycji wywołało to, że - jak wszystko na to wskazuje - z upoważnienia premiera jego współpracownicy telefonowali na komendę policji w Mediolanie po to, by nie dopuścić do umieszczenia tej dziewczyny, oskarżonej o kradzież w ośrodku dla nieletnich. Argumentowali oni nawet, że należy się z nią obchodzić ostrożnie, gdyż jest krewną prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka.
Opiekę nad nią powierzono dawnej higienistce premiera, obecnie radnej w stolicy Lombardii, która natychmiast po wyjściu z komendy zrzekła się tego obowiązku i pozwoliła Ruby odejść.
Nawet najbliższy obecnie sojusznik Berlusconiego, lider Ligi Północnej Umberto Bossi przyznał, że ta interwencja na policji była błędem.
Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)
sw/ ro/