Większość rannych to ofiary, które skakały z okien, ratując się przed ogniem. Ich dokładny stan nie jest jeszcze znany.
W budynku mieszkało ponad dwudziestu polskich pracowników, zatrudnionych przez norweską firmę budowlaną Pro Puro. Dwaj zaginieni Polacy mieszkali na poddaszu budynki.
Straż Pożarna została zawiadomiona około czwartej nad ranem przez norweskich mieszkańców sąsiedniego domu, którzy usłyszeli krzyki oraz poczuli dym. Jednym z okolicznych mieszkańców jest Polka Jolanta Franaszczuk, która pomagała w akcji ratowniczej, jako tłumacz. Dzięki niej dowiedziano się od ocalałych lokatorów domu, że pożar rozpoczął się od skrzynki bezpieczników, którą starano się bezskutecznie ugasić gaśnicę.
Budynek, który podobnie jak większość domów w tej dzielnicy, był drewniany, a poprzednio służył jako dom studencki, spłonął doszczętnie.